Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

"Pamiętnik Marty Pears "
Pamiętnikiem opiekuje się Margot

[ Powrót ]

Sobota, 20 Grudnia, 2008, 14:38

Część 30.

Zgodnie z zaleceniem prof. Gillisa przeniosłam się na wieś. Zamieszkałam u państwa Weasley w Norze, chociaż opierałam się z początku i nie chciałam nadużywać ich gościnności. Jednakże, zjednoczone siły rodziców Rona wraz z ich synem i synową okazały się być nie do przebicia.
Kazano mi używać świętego spokoju do woli i nie martwić się niczym, ale to byłoby dla mnie o wiele za dużo. Nie powinnam męczyć się psychicznie lecz samoczynnie napływały mi do głowy wspomnienia ostatnich kilku lat i niespokojne myśli.
Starałam się je odegnać, pracując fizycznie w ogrodzie państwa Weasley albo pomagając mamie Rona w kuchni, nie zawsze jednak metoda ta skutkowała. Chwila świętego spokoju zamieniała się natychmiast w rozpamiętywanie przeszłości, a to było nie do zniesienia na dłuższą metę. Myślę, że moi gospodarze byli tego świadomi, ale nie komentowali niczego ani nie wtrącali się. Jak bowiem powiedziała pani Weasley pierwszego wieczora po moim przyjeździe:
-Wszyscy wiemy, że jesteś w trudnym okresie i że nie da się tego zmienić tak od razu. Potrzebujesz czasu na ten swoisty rozrachunek z przeszłością, więc my ci go zaoferujemy w miarę możliwości. Jeśli jednak będziesz chciała porozmawiać z nami o tym, co cię dręczy, nie wahaj się ani sekundy. Jesteśmy otwarci dla ciebie cały czas.
Miała rację. To był piekielnie trudny okres, pełen nagłych decyzji, upadków i rozpaczliwych nadziei. Miałam chaos w głowie i czułam, że moje życie też stało się chaotyczne, bo straciłam kogoś, kto te wszystkie elementy spajał w sensowną całość.
Jednego dnia czułam, że sobie z tym poradzę, drugiego już mój duch upadał a ja czułam się coraz bardziej beznadziejnie. Powtarzałam sobie w takich chwilach, że Draco nie chciałby tego, że zginął po to, bym ja mogła dalej żyć jak najszczęśliwiej i pełnie… cóż z tego, że mówić, to jedno, myśleć- drugie, a robić, to już zupełnie co innego?
W ciągu pierwszy paru dni powracałam myślami najczęściej do Hogwartu, przypominając sobie ostatnie parę lat nauki w tej szkole i chwile, jakie w niej spędziłam.
-Cześć, co robisz?
-Cześć.- mruknęłam, unosząc na krótko wzrok. Vincent, Greg, Blaise i Philip zajęli miejsca siedzące przy moim stole. Draco podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. -Zakuwam transmutację, chcę dobrze zdać suma.
-Od rana?- w jego głosie słychać było zdumienie. -Chyba żartujesz… jesteś najlepsza w klasie, a uczysz się więcej od tych z szarego końca. Nie przesadzaj, poradzisz sobie śpiewająco.
-Lepiej od razu powiedz, o co ci chodzi.- spojrzałam na niego z udaną chmurnością. Chłopacy roześmiali się.
-Za dobrze go znasz.- Blaise wyszczerzył zęby a Phil, Greg i Vincent postanowili zająć się książkami i ruszyli do regałów.
-Skąd myśl, że o cokolwiek może mi chodzić?- Draco spojrzał na mnie z urazą, opierając się o oparcie mojego krzesła. -Ja tylko chcę cię wyciągnąć z tej zakurzonej, zatęchłej biblioteki na spacer, przyda ci się trochę świeżego powietrza.
-Nie ma mowy.- odpowiedziałam zdecydowanie. -Muszę się nauczyć tego rozdziału do drugiej, potem muszę jeszcze…
-Nic nie musisz.- objął mnie od tyłu ramieniem i pochylił się tak, żeby musnąć wargami moje. Vincent zachichotał lubieżnie. -No, chodź…
-Podły jesteś… nie ma tak!- okręciłam się na krześle tak, by nie mógł mnie drugi raz pocałować, więc ukląkł i zapytał poważnie:
-Mam cię prosić na kolanach?
-Draco, przestań się wygłupiać.- roześmiałam się. -Jesteś naprawdę czarujący, ale wyobraź sobie, że dzisiaj nie mam ochoty.
-Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Kochanie, zmuszasz mnie do użycia siły, a wiesz, że tego nie lubię…- mruknął z ustami przy mojej szyi, obejmując mnie mocno. Wtuliłam twarz w jego ramię. Nie potrafiłam mu odmówić.
-Dobrze, ale tylko na godzinę.- ugięłam się, patrząc na niego i przygładzając palcami kołnierzyk jego białej koszuli. Uśmiechnął się z zadowoleniem i podał mi dłoń.

W parku było cicho i spokojnie, ćwierkały ptaki i tylko czasem można było usłyszeć śmiech uczących się nad jeziorem uczniów. Szliśmy ścieżką, przytulając się do siebie i trzymając za ręce. Draco opowiadał mi o swoich planach na wakacje.
-Może wpadłabyś do mnie w połowie lipca? Byłoby naprawdę fajnie, pokazałbym ci las i w ogóle…
-Nie jesteś dobry w pokazywaniu lasu.- zażartowałam. -Pamiętasz naszą pierwszą randkę? Cud, że ją oboje przeżyliśmy.
-Nie było tak źle, przecież nie mogłem przewidzieć ataku szarańczy, a przecież potem cię znalazłem i doprowadziłem na padok.- powiedział obronnym tonem. Roześmiałam się i przytuliłam głowę do jego ramienia.
-Taa… zawsze byłeś opiekuńczy.
-No a jak. To co, wpadniesz?
Przez chwilę szliśmy w milczeniu. Draco chyba czekał na moją odpowiedź.
-Nie jestem pewna.- odpowiedziałam w końcu, zatrzymując się pod jakimś klonem. -Hermiona też mnie o siebie zaprosiła no i… nie rozmawiałeś o tym z rodzicami, prawda?
-Nie, ale przecież wiedzieli, że…
-Draco!- usłyszeliśmy czyjeś wołanie. Odwróciliśmy się jak na komendę i zobaczyliśmy Blaise’a.
-Co jest?
-Twój ojciec przyjechał… chce się z tobą widzieć.
Poczułam mrowienie na plecach. Draco zerknął na mnie i objął mnie.
-Chodźmy więc.- uśmiechnął się z otuchą i ruszyliśmy razem z Zabinim w stronę zamku.
Na dziedzińcu czekał wysoki mężczyzna o srebrnych, długich, idealnie prostych włosach. Miał posągową twarz i elegancką postawę. Robił wrażenie jakiegoś boga albo bardzo wysoko postawionego czarodzieja i… tak, prawdę mówiąc, wyglądał na takiego, co to nie przepada za ludźmi mojego pochodzenia. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie to zauważyłam lecz wyraźnie to wyczułam, tę nienawiść do mieszańców i odmieńców. Podeszliśmy do niego razem.
-Witaj, ojcze.- Draco podał mu dłoń. Pan Malfoy uścisnął ją, spojrzał na mnie i twarz mu drgnęła. Mimochodem puściłam dłoń Dracona i spróbowałam się uśmiechnąć lecz lodowate spojrzenie, jakim mnie poczęstowano, zmroziło mnie wyjątkowo mocno.
Nie powiedział nic, a odczułam jego prawdziwe uczucia do mnie. Zrozumiałam po tym jednym spojrzeniu, że nie polubił mnie, a wręcz przeciwnie, dlatego odsunęłam się na bok. Draco patrzył na ojca ze zmarszczonymi brwiami.
-Draco, kto to jest?- usłyszałam jego pytanie, chociaż pan Malfoy zniżył głos. Syn odpowiedział butnie:
-Moja dziewczyna, a co?
-Wiesz, kto to jest?- zerknął na mnie i szarpnął syna za rękaw, mówiąc coś szeptem.
-Nie obchodzi mnie to, jest bardzo sympatyczna, mądra i wrażliwa. Przecież…- powiedział Draco, ale ojciec znowu coś do niego powiedział tak, że poczerwieniał.
Odwróciłam się, żeby ich nie widzieć i podeszłam do schodów, wiodących ku jezioru. Nie chciałam słuchać ich rozmowy, bo wiedziałam już wszystko. ‘On mnie nie cierpi, bo jestem córką mugoli i nie ma mowy wspólnych wakacjach’, powiedziałam sobie w duchu, obserwując kwadrans później oddalającą się w stronę bramy sylwetkę ojca Dracona.
-Marta, ja go przekonam, naprawdę…- zaczął, jak tylko znalazł się przy mnie. Widać domyślił się, że usłyszałam i zobaczyłam wystarczająco dużo, by wyrobić sobie zdanie na temat jego rodziny. Położyłam głowę na jego piersi i założyłam mu ręce na szyję.
-Nie przekonuj, bo i tak ci się nie uda. Może naprawdę powinniśmy…
-Nie, stanowczo nie! Nie mów tak, nie zamierzam tego słuchać. Na razie ma mi to za złe, ale przejdzie mu, obiecuję! Znam go, ma świra na punkcie czystości krwi, ale przecież nie zabroni mi spotykać się z tobą.
-Tak myślisz?
-Jestem tego pewien.- pocałował mnie i powiedział z otuchą: -No, już, głowa do góry i uśmiechnij się! O, widzisz, od razu lepiej! Taką cię lubię.
-Myślałam, że kochasz.- uśmiechnęłam się, a on przyciągnął mnie do siebie i wybuchł śmiechem.

-A więc, pamiętajcie, musimy zwyciężyć!- powiedział Mike Newell i wskazał dłonią drzwi wiodące na boisko. -Chłopcy, do boju! Dostaniemy ten Puchar!
Sześciu zawodników w zielonych szatach ze srebrnymi obramowaniami i godłami Slytherina na piersiach podniosło się z krzeseł i ruszyło w stronę drzwi. Wymijali nas z uśmieszkami pełnymi wyższości ale i pewności siebie. Niektórzy zatrzymywali się i przyjmowali ostatnie pełne otuchy klepnięcia czy pocałunki od swoich dziewczyn.
„Drużynówki’, tak się określało dziewczyny, które chodziły z chłopakami z drużyny. Ja traktowałam to zupełnie inaczej: oczywiście, cieszyłam się, że Draco jest szukającym lecz nie był to dla mnie żaden powód do wynoszenia się ponad koleżanki.
Teraz też stałam spokojnie w małym tłumku fanek i drużynówek. Draco uśmiechnął się, podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona.
-Mam nadzieję, że się nie denerwujesz?- zapytałam, dotykając dłonią jego policzka. On zrobił to samo i potrząsnął głową.
-Skądże. Wiem, że jesteśmy najlepsi.
-Skromny to ty nigdy nie byłeś.- parsknęłam śmiechem i uścisnęłam go. -Powodzenia.
-Nie dziękuję.- pocałował mnie w policzek.
-Będę na trybunach.
-Przyjdź po meczu.
-To jasne. Na razie.- spojrzałam na niego z otuchą i poszłam na trybuny wraz z Sally i Dianą.

-I… gol! Sto dwadzieścia do stu dziesięciu dla Slytherinu, Ravenclaw przegrywa dziesięcioma punktami… Rawlison pikuje, chyba zobaczył znicza, szukający Slytherinu siedzi mu na ogonie, łeb w łeb… oj, było blisko! Trzy stopy przed powierzchnią boiska obaj szukający poderwali się do góry, znicz zdecydowanie daje im się we znaki… tymczasem Howard próbuje przejąć kafla, leci do bramki, próbuje ominąć Rowa i Liana, jest już przy bramce… BRAWO! Gorgson świetnie obronił, cóż to za poświęcenie, fantastyczna, widowiskowa akcja i Ślizgoni znowu atakują… Malfoy cały czas trzyma się Rawlisona, ale… cóż to? Malfoy omal nie zderzył się z pałkarzem Krukonów, który zagrodził mu drogę! Sędzia zarządza rzut wolny dla Slytherinu i… STO TRZYDZIEŚCI DO STU DZIESIĘCIU! Ślizgoni wygrywają, Krukoni nie zamierzają jednak odpuścić, kolejny atak Rowa, nieudany strzał w bramkę Slytherinu… kolejne natarcie Liana i mamy gol, tak jest! Sto trzydzieści do stu dwudziestu, obie drużyny coraz bliżej remisu, Ślizgoni muszą przysiąść fałdów, jeśli chcą wygrać… proszę państwa, cóż za fenomenalny zwód! Malfoyowi udało się zgubić szukającego Krukonów, już jest przy obręczy Krukonów, wyciąga rękę i… ŚLIZGONI ZDOBYWAJĄ PUCHAR QUIDDITCHA! DWIEŚCIE CZTERDZIEŚCI DO STU DWUDZIESTU DLA SLYTHERINU!
Przez trybuny przetoczył się ryk. Nietrudno się domyślić, że był to zarazem wyraz rozpaczy (fani Krukonów) lecz też zachwytu (fani Ślizgonów). Bez namysłu dziewczyny ruszyły na boisko, gdzie właśnie lądowali triumfujący na głos zawodnicy.
Odczekałam, aż tłum zmaleje i także zeszłam na boisko. Draco właśnie trafił na wyciągnięte ręce swoich kumpli - pałkarzy i co chwila znajdował się w powietrzu. Śmiejąc się, patrzyłam na tę grupową radość i byłam naprawdę szczęśliwa.
W końcu nieocenionemu szukającemu dano poczuć grunt pod nogami, a gdy tylko tak się stało, przepchnął się przez splątaną ciżbę triumfatorów z Domu Węża, wziął mnie w ramiona i okręcił a potem znowu postawił.
-Byłeś świetny, zasłużyliście, serio!- powiedziałam, ściskając go i całując. -Jestem z ciebie dumna, panie szukający.
-Dziękuję, kochanie.- uśmiechnął się szeroko, ale w jego oczach widać było zmęczenie. -Nie wierzyłem, że tak mi się uda… było naprawdę cholernie ciężko.
-Widziałam. Ciągle było o włos od remisu, niewielka różnica no i nie pamiętam tak długiego finału. Prawie dwie godziny, na pewno jesteś padnięty.
-Tylko trochę, ale mam jeszcze siły, żeby zatańczyć z tobą na wielkiej imprezie.- powiedział z uśmieszkiem, a ja objęłam go w pasie. -No, co? Impreza będzie na pewno… prawda, Blaise?- zawołał w stronę naszego kolegi, który teraz rozmawiał z trenerem. Newell i Zabini spojrzeli na nas i parsknęli śmiechem.
-Prawda!- odkrzyknęli.
-Chodź, poczuj się jeszcze trochę jak gwiazda, mistrzu.- złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę drużyny.


Uświadomiłam sobie, że każda chwila, którą z nim spędzałam, była pełnią szczęścia i bezpieczeństwa i że nie było chwil złych, przynajmniej w szkole… tak, my przecież pokłóciliśmy się tylko wtedy, w piątej klasie, gdy poszliśmy do Hogsmeade 14 lutego, Ron potraktował mnie jak Ślizgonkę, krótko mówiąc, a Draco nie puścił mu tego płazem… To chyba dobrze, mieć tylko takie jedyne złe wspomnienie…
Zastanawiałam się właśnie nad tym, stojąc w oknie mojego pokoju, gdy ktoś zapukał do drzwi. Okazało się, że to Ginny.
-Cześć, wróciłam właśnie z pracy, możemy jechać.
-Dobrze, zaraz zejdę.- Ginny pokiwała głową i miała właśnie wyjść, gdy zawołałam ją.
-Ginny, dziękuję.
-Daj spokój.- machnęła ręką. -I lepiej ubierz coś lżejszego, jest co najmniej dwadzieścia stopni.
-Jasne.
Chwilę po jej wyjściu sięgnęłam po jasny płaszcz i szal. Wspomnienia są częścią naszego życia, wspomnienia, to odbicia szczęścia, więc pozwól, pozwól choć na chwilę, niech zawładną twoim sercem , przypomniały mi się słowa tamtej piosenki. Uśmiechnęłam się bezwiednie sama do siebie i zeszłam na dół.
Ginny czekała już na mnie, a w dłoni trzymała dwie czerwone róże. Spojrzałyśmy na siebie i weszłyśmy do kominka a w chwilę później znalazłyśmy się niedaleko Highgate.
20 marca… dwie takie same daty, dwa całkiem różne dni… na przestrzeni sześciu lat… , przemknęło mi przez głowę, gdy znalazłyśmy się w głównej alei. Świeciło słońce, gdzieś ponad nami śpiewały ptaki, delikatny, ciepły wiatr kołysał czubki brzóz i było naprawdę ciepło. A jak było wtedy… czy też tak pięknie, wiosennie? Nie, niestety a może stety padał deszcz i chyba tylko dzięki temu udało nam się wyperswadować Draconowi pomysł udania się do Hogsmeade.

-Draco, ja wiem, że to by była świetna impreza, ale mamy bardzo małe szanse, że nas nie nakryją.
-Przecież będzie nas tylko dziesiątka i wymkniemy się po cichu! Poza tym, wszyscy mamy … no, wiem, nie wszyscy, ale poza tobą wszyscy mają ukończone siedemnaście lat, więc…
-Więc nie wyrzucą cię ze szkoły? Oni za nas odpowiadają do trzydziestego czerwca, a to oznacza, że mają nad nami władzę jeszcze przez ponad trzy miesiące.
-Niepotrzebnie panikujesz. Nic się nie stanie, znasz Snape’a.
-Czy ja dobrze słyszę, że urządzasz jutro spęd osobowości naszego cudownego domu w Hogsmeade?- zapytał Blaise, który właśnie pojawił się w PW i usiadł pod kominkiem. Draco spojrzał na niego oczekująco. -Bo jeśli tak, to wiedz, że ja odpadam.
-Dlaczego?
-Zobacz, jak leje. Na dziedzińcu woda normalnie stoi, na drodze są kałuże, wieje jak skurczybyk a na wieczór zapowiadali taką burzę, że hej że ha. To nie ma sensu. Lepiej zostańmy tu i…
-Ale to nie był tylko zwykły kaprys!- Draco wstał z fotela i oparł się o kominek, zakładając buntowniczo ręce. -Chciałem… żeby te urodziny były naprawdę… no wiecie. Super.
-Draco, wiem.- podeszłam i położyłam dłoń na jego ramieniu. Nie zareagował. -Spróbuj się wczuć w sytuację… jest taka parszywa pogoda, że zanim dojdziemy do tego miejsca, w które chciałeś na zabrać, będziemy mieli zważone humory, potem będziemy się denerwować, czy nas ktoś nie złapie, a na ostatek dostaniemy zapalenia płuc. Naprawdę tak wyobrażasz sobie swoje super urodziny? Nie lepiej urządzić imprezę w zamku? Wyślemy chłopaków po alkohol, pójdziemy do tej starej sali od eliksirów, w której przeciekały ściany, zrobimy tam ciepłą, suchą, klimatyczną dziuplę idealną na siedemnaste urodziny.
-Marta ma stuprocentową rację. Możemy też powiedzieć Snape’owi i wtedy będziemy balować na legalu, na to na pewno się zgodzi.
-Podlizujesz się Marcie?- Draco łypnął na niego podejrzliwie a ja i Blaise unieśliśmy brwi i wybuchliśmy śmiechem, przyprawiając go o jeszcze większą irytację. -No i co wam tak wesoło?
-Nie powiesz mi, że naprawdę podejrzewasz mnie o chęć odbicia ci dziewczyny?- Blaise umilkł na chwilę lecz nadal się uśmiechał. -Chyba coś ci się stało w głowę. Wiesz, u mnie się na zazdrości kończy… poza tym, jesteś wyraźnie rozdrażniony faktem, że twój pomysł nie wypalił.- Blaise dźwignął się z dywanu, podszedł do nas i klepnął Dracona w lewą łopatkę. -Nie wściekaj się, stary, to poczujesz moc naszego pomysłu. Impreza w lochach naprawdę jest cool. No, dobra, zgodziłem się po to, bo miałem nadzieję, że dzięki temu pozwolisz mi zatańczyć z Martą…- uchylił się przed pięścią Dracona i wyszczerzył zęby. -…a nawet jeśli nie, to i tak…- tym razem mu się nie udało i oberwał sójkę w ramię. -…to i tak… Draco, wy - luzuj!- Blaise stęknął, śmiejąc się, bo obaj najzwyczajniej w świecie zaczęli się tarzać po dywanie i mocować.
-Jeśli chcecie znać moje zdanie, to obaj macie coś nie tak z główkami.- zaśmiałam się. -Ile wy macie lat, siedem czy siedemnaście?
Oni w ogóle nie dali po sobie poznać, że mnie słyszeli, tylko teraz zaczęli się szczypać i boksować. Zgięło mnie ze śmiechu i w tej właśnie chwili chimera odsunęła się i do pokoju wspólnego wszedł nasz opiekun.
Musiałam odwrócić głowę i wsadzić sobie pięść do ust, ale i tak ramiona trzęsły mi się od tłumionego śmiechu. Chłopacy niczego nie zauważyli i dopiero spokojne pytanie:
-Panie Malfoy, panie Zabini, dlaczego tarzacie się po podłodze?
-sprawiło, że obaj poderwali się jak z bicza strzelił i stanęli na baczność, poprawiając sobie zmięte szaty i przeczesując włosy. Na widok zmierzwionej czupryny Draco wyrwał mi się chichot, który starałam się zamaskować kaszlem; najwyraźniej niezbyt skutecznie, bowiem Mistrz Eliksirów i mój niepoprawny chłopak spojrzeli na mnie tak, że natychmiast się uspokoiłam i przybrałam na twarz poważny wyraz.
-My tylko… my…- zaczął pewnie Blaise i urwał- jego pewność czmychnęła z piskiem przed czarnymi czeluściami czujnych oczu naszego wychowawcy. Draco postanowił ratować kolegę: uniósł wyżej głowę, uśmiechnął się nieco kpiąco i powiedział przymilnie:
-Widzi pan, profesorze, jako prefekt czuję się w obowiązku zameldować, że na naszym dywanie jest mnóstwo pcheł. Razem z kolegą Zabinim ofiarnie postanowiliśmy je wyłapać, a w miarę możliwości: zatłuc żywcem!

Zaśmiałam się cicho. Ginny spojrzała na mnie pytająco.
-Nic, nic… przypomniało mi się coś.- machnęłam dłonią uspokajająco i, potrząsnąwszy głową, wróciłam myślami do rzeczywistości. Właśnie szłyśmy wąską alejką w stronę grobu Dracona Malfoya. Byłyśmy o kilkadziesiąt stóp od niego, gdy zobaczyłam, że ktoś przy nim stoi i zatrzymałam się gwałtownie, ręką zatrzymując także siostrę Rona.

Komentarze:

Brak komentarzy.

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki